Recenzja: Laura Welsh - Soft Control

Laura Welsh - Soft Control
Tegoroczna odsłona gali BRIT Awards pokazała, że brytyjski rynek w ostatnim czasie cierpi na brak interesujących wokalistek, będących w stanie przebić się do masowej świadomości. Można jednak pocieszać się faktem, że przyszła edycja zapowiada się znacznie ciekawiej. Z nową płytą prawdopodobnie powróci Adele, już w styczniu swoim albumem "Unguarded" krytyków zachwyciła młodziutka Rae Morris, a za kilka dni zadebiutuje kolejna zdolna artystka - Laura Welsh, która szerszej publiczności dała się poznać za sprawą współpracy z Gorgon City przy utworze "Here with You".

Krążek "Soft Control" miał ujrzeć światło dzienne jeszcze w styczniu, ale ostatecznie jego data premiery została przesunięta na 9 marca. W tym czasie nagranie "Undiscovered" trafiło na ścieżkę dźwiękową filmu "50 Twarzy Greya", ale co ciekawe, próżno szukać go na debiutanckim krążku artystki.
Odnoszę wrażenie, że to dobra decyzja, bo zaburzona zostałaby spójność, której osiągnięcie i tak jest dużym wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, ilu producentów pracowało przy debiutanckim albumie Brytyjki.

A lista gości jest doprawdy imponująca, zaczynając od współpracownika Lany del Rey - Emila Haynie, przez członka amerykańskiej grupy Rhye - Robina Hannibala, aż po współtwórcę sukcesu Florence + The Machine - Deva Hynesa. Na płycie w utworze "The Hardest Part" pojawia się także święcący ostatnio triumfy John Legend. Podobnie imponujący zestaw nazwisk można było znaleźć ostatnio na krążku Banks, ale w jej przypadku efekt był chaotyczny, skupiający się na wypolerowaniu pojedynczych utworów, a nie stworzeniu z nich jednej całości.

Przywołanie Banks jest nieprzypadkowe, gdyż obie panie łączy podobny styl muzyczny, świetny wokal i zdolność do tworzenia modnego ostatnio popowego mrocznego klimatu. Obie debiutują, gdy na brytyjskim rynku panuje deficyt interesujących wokalistek. Na "Soft Control" słychać echa twórczości wspomnianych wcześniej Florence + The Machine, Lany del Rey oraz Kate Bush, które udało się ubrać w nowoczesne szaty, nie stroniąc od producenckich i aranżacyjnych smaczków. Bogactwo dźwięków którego nie powstydziłby się sam Woodkid, słychać już w otwierającym płytę utworze tytułowym, ale później jest jeszcze lepiej. "Ghosts" i "Break the Fall", które pełniły rolę singli promujących ten album, mają w sobie stadionową moc i intrygują już przy pierwszym przesłuchaniu.  Laura Welsh sprawdza się doskonale również w spokojniejszym i delikatniejszym repertuarze. Hipnotyzujące "Cold Front", pięknie zaaranżowane "Call to Arms" oraz singlowe "Breath Me In" są tego najlepszym przykładem. Jednym z najjaśniejszych punktów "Soft Control" jest drapieżne "God Keeps", z przebojowym refrenem, mającym wszelkie predyspozycje, by podbijać szczyty list przebojów.

Debiutancki krążek Brytyjki nie stroni od subtelnej elektroniki, często wspomaganej przez brzmienie pianina, ale najjaśniejszym elementem tej całej skomplikowanej muzycznej układanki jest jej wokal. Wydaje się, że po udziale w dotychczasowych projektach muzycznych (Hey Laura, Laura & The Tears) w końcu odnalazła właściwą drogę. Jeśli szukacie nowoczesnego popu w najlepszym wydaniu, to debiutancki krążek Laury Welsh jest dla Was pozycją obowiązkową.

4/5


Recenzja: Laura Welsh - Soft Control Recenzja: Laura Welsh - Soft Control Reviewed by michal91d on 1.3.15 Rating: 5

Brak komentarzy