Podsumowanie: 25 albumów 2014 roku
Podobnie jak w roku ubiegłym chciałbym Wam przedstawić podsumowanie moich ulubionych albumów minionych 12 miesięcy. Kolejność alfabetyczna, za wyjątkiem lidera, którego znajdziecie na samym końcu podsumowania.
Angus & Julia Stone - Angus & Julia Stone
Trzeci album australijskiego rodzeństwa urzeka pięknymi melodiami, zachwyca nienachalną przebojowością i brzmieniem będącym idealnym podkładem do ubiegłego lata. Za produkcję krążka odpowiada Rick Rubin, który pojawi się jeszcze w tym podsumowaniu.
Arthur Beatrice - Working Out
Początek ubiegłego roku należał do debiutantów z Arthur Beatrice. Niektórzy twierdzą, że to bardziej taneczna i rozbudowana wersja The xx i London Grammar. Cudowny wokal Elli Girardot, sporo pięknych harmonii, a do tego rewelacyjne single promujące z "Midland" na czele. Indie pop z najwyższej półki.
Ben Howard - I Forget Where We Were
Po sukcesie debiutanckiego albumu Ben Howard całkowicie zaskoczył. Stworzył album klimatyczny, mroczny, pozbawiony potencjalnych radiowych przebojów. Idealna ścieżka dźwiękowa do jesiennych deszczowych i spowitych mgłą dni. Ścisła czołówka tegorocznego zestawienia.
Bernhoft - Islander
Podczas gdy Mayer Hawthorne odpoczywa po wydaniu krążka "Where Does This Door Go", jego norweski odpowiednik nagrał płytę, którą śmiało może prezentować na salonach światowej muzyki. Taneczna mieszanka soulu i popu, choć nie brakuje na niej spokojniejszych momentów ("Don't Let Me Go").
First Aid Kit - Stay Gold
Już poprzedni album szwedzkich sióstr był dość interesującym wydawnictwem, ale nowy krążek jest jeszcze lepszy. Pełno na nim czarujących folkowych melodii, uroczych harmonii i rewelacyjnie brzmiących wokali.
Haerts - Haerts
Debiutancki album grupy Haerts, która wygrała mój ubiegłoroczny plebiscyt Sound of 2014 zdecydowanie spełnia pokładane w nim nadzieje. Płyta utrzymana w stylistyce lat 80., z cudownym wokalem Nini Fabi. Jedna rzecz, która początkowo przeszkadzała mi w odbiorze tego krążka to fakt, że przed premierą znałem już 2/3 utworów.
Jungle - Jungle
Taneczna reinkarnacja zespołu Born Blonde (bez wokalisty Arthura Delaneya), który kilka lat temu zachwycił mnie płytą "What the Desert Taught You". Na "Jungle" nie brakuje "brudnych" gitar znanych z ich wcześniejszych twórczości ("Platoon"), ale główną rolę odgrywają syntezatory i taneczne, choć niekonwencjonalne bity.
Kaiser Chiefs - Education, Education, Education & War
Już dawno panowie z Kaiser Chiefs nie byli tak przebojowi. Być może na nowym krążku trochę złagodnieli, ale dzięki temu otrzymaliśmy zestaw naprawdę udanych rockowych kompozycji ze stadionowymi refrenami.
Broken Bells - After the Disco
Drugi album będący owocem współpracy Danger Mouse'a i Jamesa Mercera, tworzących pod szyldem Broken Bells jest jeszcze lepszy niż jego poprzednik. Idealne połączenie elektroniki, tanecznego brzmienia z lekko rockowym pazurem.
Cherry Ghost - Herd Runners
Simon Aldred znów czaruje umiejętnością tworzenia melodii i jak zawsze robi to z wielką klasą. Nowy album Cherry Ghost to kolekcja wysublimowanych utworów, może trochę staromodnych, ale będących idealnym połączeniem dojrzałego popu, odrobiny country i soulu.
Coldplay - Ghost Stories
Nowy album Coldplay po kilkunastu pierwszych przesłuchaniach był dla mnie lekkim rozczarowaniem, lecz końcówka roku sprawiła, że zyskał na tyle, by znaleźć się w tym podsumowaniu. Jest znacznie spokojniejszy niż "MX" i jeszcze bardziej popowy. Kilka całkiem ładnych melodii podanych w przystępnej formie, choć momentami zagłuszającej płynące z niego emocje.
Duologue - Never Get Lost
Jeśli tęsknicie za nowym krążkiem Radiohead, to płyta Duologue może być dla Was wybawieniem. Po przeciętnym debiucie Brytyjczycy stworzyli album spójny, nasycony elektroniką, eksperymentami i pięknymi melodiami, ze świetnym "Forests" na czele.
Embrace - Embrace
Powrót Brytyjczyków po ponad ośmiu latach od wydania ostatniego krążka okazał się strzałem w dziesiątkę. "Embrace" jest idealnym przykładem jak połączyć klasyczne brytyjskie gitarowe brzmienie z nowoczesnością. Krążek, który całkowicie zawładnął moim muzycznym sercem.
Już poprzedni album szwedzkich sióstr był dość interesującym wydawnictwem, ale nowy krążek jest jeszcze lepszy. Pełno na nim czarujących folkowych melodii, uroczych harmonii i rewelacyjnie brzmiących wokali.
Debiutancki album grupy Haerts, która wygrała mój ubiegłoroczny plebiscyt Sound of 2014 zdecydowanie spełnia pokładane w nim nadzieje. Płyta utrzymana w stylistyce lat 80., z cudownym wokalem Nini Fabi. Jedna rzecz, która początkowo przeszkadzała mi w odbiorze tego krążka to fakt, że przed premierą znałem już 2/3 utworów.
Taneczna reinkarnacja zespołu Born Blonde (bez wokalisty Arthura Delaneya), który kilka lat temu zachwycił mnie płytą "What the Desert Taught You". Na "Jungle" nie brakuje "brudnych" gitar znanych z ich wcześniejszych twórczości ("Platoon"), ale główną rolę odgrywają syntezatory i taneczne, choć niekonwencjonalne bity.
Już dawno panowie z Kaiser Chiefs nie byli tak przebojowi. Być może na nowym krążku trochę złagodnieli, ale dzięki temu otrzymaliśmy zestaw naprawdę udanych rockowych kompozycji ze stadionowymi refrenami.
Liam Bailey - Definitely Now
Spóźniony o trzy lata debiutancki album Liama Baileya, kreowanego kiedyś na męską odpowiedź na Amy Winehouse, może zostać jednym z najbardziej niedocenionych krążków 2014 roku. Nikt tak dobrze jak on nie połączył bluesa, rocka z soulem. Płyta będąca muzyczną podróżą - od porywającego "Villain" do łagodnego "Summer Rain".
Low Roar - 0
Amerykanin tworzący na Islandii już po raz drugi pokazuje, że drzemie w nim ogromny talent. "0" jest znacznie bardziej rozbudowane i dojrzalsze od jego debiutanckiego krążka. Coś dla muzycznych wrażliwców uwielbiających lekko rozmarzone dźwięki.
Luke Sital-Singh - The Fire Inside
To jest dość niepozorny krążek, który po kilku przesłuchaniach zaczyna zachwycać prostotą i... zwyczajnością. Tak mógłby brzmieć Ben Howard na swoim drugim krążku, gdyby chciał powtórzyć radiowy sukces pierwszego. Pop z folkowymi elementami serwowany przez Luke'a wyróżnia się dojrzałością i umiejętnością tworzenia klimatu.
Lykke Li - I Never Learn
Mistrzyni melancholii powróciła z nowym krążkiem, przepełnionym smutkiem i żalem. Lykke Li te emocje ubrała w całkiem przebojowe szaty w taki sposób, że "I Never Learn" było jednym z moich ulubionych wydawnictw ubiegłego roku.
Paolo Nutini - Caustic Love
Kolejny powrót po kilku latach milczenia. Tym razem Paolo Nutini poszedł zdecydowanie w stronę soulu, nie zapominając jednak o swoich dotychczasowych dokonaniach. Udało mu się stworzyć przebojową, nastrojową i pięknie zaaranżowaną mieszankę popu i soulu, pośród której króluje mój ulubiony utwór 2014 roku - majestatyczny "Iron Sky".
Phox - Phox
Chyba nikomu nie udało się stworzyć płyty, która tak idealnie wkomponowywałaby się w letni krajobraz. To mogłaby być ścieżka dźwiękowa każdego wakacyjnego poranka. Duża w tym zasługa Moniki Martin, która zachwyca swoim łagodnym głosem. Pop z indie folkowymi elementami.
Royal Blood - Royal Blood
To prawdziwa rockowa petarda. Powiem Wam, że przez jakiś czas z niewytłumaczalnych dla mnie przyczyn nie doceniałem tego zespołu, ale wraz z premierą ich debiutanckiego krążka stali się dla mnie jednym z objawień 2014 roku. Idealne połączenie przebojowości Muse, blues rocka i garażowego brzmienia.
Sivu - Something on High
Niezwykle dopracowany i cudownie zaaranżowany album Sivu był jednym z moich ulubionych albumów ubiegłego roku. Ten młody Brytyjczyk potrafił zachwycać niekonwencjonalnymi kołysankami ("Better Man Than He") jak i przebojowymi kompozycjami ("Miracle [Human Error]"), w których główną rolę odgrywał jego charakterystyczny wokal.
The Black Keys - Turn Blue
Po sukcesie przebojowego "El Camino" panowie z The Black Keys mogli zrobić praktycznie wszystko. Nagrali album trochę spokojniejszy, bardziej psychodeliczny, choć momentami dość popowy. Nie odcięli się od swoich bluesowych korzeni, a wzbogacili je o nowoczesne elementy.
U2 - Songs of Innocence
Nigdy nie zrozumiem narzekań na muzykę, która znalazła się na najnowszym krążku U2. Doświadczeni Irlandczycy zbliżyli się na nim do brzmienia mojego ulubionego "All That You Can Leave Behind", pokazując, że wciąż potrafią tworzyć gitarowe przeboje.
Vance Joy - Dream Your Life Away
Cieszę się, że Vance Joy nie stworzył albumu pełnego kopii "Riptide", a w każdym z utworów starał się pokazać swoje inne oblicze. To wszystko utrzymane jest w indie folkowej stylistyce, której nie brakuje przebojowości najbardziej znanego singla.
MÓJ ALBUM 2014 ROKU:
Damien Rice - My Favourite Faded Fantasy
Nikt tak bardzo nie trafił do mojego serca jak Damien Rice. Muszę Wam zdradzić, że jakoś szczególnie nie czekałem na jego powrót. Zawsze był dla mnie człowiekiem od "9 Crimes", ale płyty, choć dobre, nigdy nie trafiły do grona tych ukochanych. To zmienia się w przypadku "My Favourite Faded Fantasy", która urzekła mnie wszystkim: od tekstów, muzyki, produkcję, aranżację po wyraźnie dostrzegalne islandzkie wpływy. Te osiem utworów zachwyca w każdym dźwięku.
Być może nie był to tak udany rok jak poprzedni, ale doczekałem się kilku fantastycznych albumów. W nowym czekają nas prawdopodobnie nowe albumy Muse, Coldplay, Snow Patrol i Editors (więcej o oczekiwaniach wobec 2015 roku napiszę prawdopodobnie w osobnym tekście). Miejcie oko na profil bloga na Soundcloudzie, gdyż w najbliższym czasie pojawi się tam playlista z 25 utworami reprezentującymi powyższe zestawienie.
Podsumowanie: 25 albumów 2014 roku
Reviewed by michal91d
on
3.1.15
Rating:
Komentarze